Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/922

Ta strona została przepisana.

— Później nieco... Idźmy przedewszystkiem do mieszkania. Pragnę złożyć moje uszanowanie tak twojej córce, jako i jej kuzynce.
— Idźmy więc.
Pokojówka panny Verrière przechodziła korytarzem w chwili, gdy obaj wspólnicy próg przestępwali.
— Gdzie panna Aniela? — zapytał bankier.
— W salonie, z siostrą Maryą i księdzem proboszczem.
Verrière skrzywił się z niezadowoleniem.
— Tem lepiej... — rzekł Arnold — przedstawisz mnie księdza proboszczowi z Malnoue.
Pokojówka otworzyła drzwi salonu.
Na widok wchodzących ksiądz podniósł się z krzesła.
Aniela wraz z siostrą Maryą, spostrzegłszy Arnolda po za bankierem, zamieniły pomiędzy sobą spojrzenia pełne obawy.

XIV.

— Witam szanownego księdza proboszcza... — rzekł Verrière z najwdzięczniejszym uśmiechem, podchodząc ku kapłanowi i ściskając mu rękę. — Wyprzedziłeś mnie, kochany proboszczu, w moim zamiarze odwiedzenia cię w dniu jutrzejszym. Cieszę się niewymownie, żem przybył wcześniej do Malnoue, ponieważ to pozwoliło mi widzieć się z tobą. Mam nadzieję, iż zostaniesz, proboszczu, u nas na obiedzie.
Ksiądz rzucił okiem na Arnolda Desvignes, które to spojrzenie jasno wyrażało:
— Macie obcego gościa u siebie... nie wiem, czy zaproszenie przyjąć mi wypada.
Arnold zrozumiał ów gest proboszcza.
— Niechajże moja obecność nie staje księdzu na przeszkodzie w przyjęciu zaproszenia — ozwał się głośno, kłaniając z poszanowaniem. — Uczynisz mnie, proboszczu, szczęśliwym,