przy pogadance z proboszczem, a uzbroiwszy się w cierpliwość i siłę w nogach, zechciej mi towarzyszyć. Park jest rozległym. Czeka nas utrudzenie... Mimo to powinieneś poznać szczegółowo owo domostwo, jakie będzie stanowiło część posagu mej córki, mającego być ofiarowanym przezemnie tobie, kochany zięciu, w dniu waszych zaślubin.
Panna Verrière pobladła, jak marmurowa statua.
Siostrą Marya spojrzała na proboszcza, którego oblicze na to wszystko obojętnem pozostało.
Verrière zwrócił się ku księdzu.
— To wszystko — rzekł — coś słyszał, szanowny proboszczu, przed chwilą, daje ci poznać moje zamiary. Proszę, ażebyś przygotował mą córkę do tego związku, który pobłogosławisz, ponieważ tu w Malnoue odbędzie się to małżeństwo. Będzie to dzień szczęścia dla nas wszystkich, a twoi ubodzy, proboszczu, błogosławić go będą!
Po tych słowach, wziąwszy pod rękę Arnolda, wyszedł z nim z salonu.
— Otóż i pewność masz teraz, ojcze — zawołała żywo siostra Marya, zwracając się do księdza po odejściu Verrièra z Arnoldem. — To, o czem słyszałeś przed chwilą, jest niezmiennem postanowieniem mojego wuja. Ułożył on sobie oddać córkę temu Arnoldowi Desvignes i od tego nie odstąpi.
— Nie! na to ja nigdy się nie zgodzę... nigdy... słyszysz mnie, nigdy! — zawołała gwałtownie panna Verrière. — Nie ulegnę... raczej umrzeć wolę!
— Moim obowiązkiem jest radzić ci, pani, posłuszeństwo — rzekł kapłan poważnie. — Jesteś, me dziecię, kobietą rozsądną, inteligentną. Winnaś więc zastanowić się, że jeżeli twój ojciec, którego jesteś jedynem dzieckiem, wybrał ci za małżonka swojego wspólnika, to niezawodnie ma to twe dobro na celu.
— Interes pieniężny... — mów raczej, księże proboszczu — zawołała Aniela. — Podobnie nikczemne wyrachowania nie obchodzą mnie wcale... co dla mnie znaczy być mniej lub więcej
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/925
Ta strona została przepisana.