wilon, a w chwili oznaczonej nowy sługa przybędzie dla objęcia swego obowiązku
.
— Dobrze... uczynię, jak zechcesz.
— Liczę na to. A teraz jeszcze jedno zapytanie. Od chwili, jakeśmy się oba poznali, powiedz mi, czy nie przyjmowałeś u siebie nikogo z dawnych swoich przyjaciół, z którymi żyłeś niegdyś w bliższych stosunkach zażyłości? Nie brałbym ci tego za złe bynajmniej, gdybyś się od nich usunął zupełnie. Opinia ogółu uważała cię jako człowieka bliskiego upadku, bankructwa. Usunięto się od ciebie, ozięble cię przyjmowano, nieprawdaż?
— Tak... w rzeczy samej — wyszepnął Verrière.
— Dziś nasza współka przyniosła świetne owoce. Twe położenie wyjaśniło się, stało się czystem, godnem zazdrości. Znajomi nie usuwają się już od ciebie, ale przeciwnie, starają się o twoją przyjaźń?
— Prawda! rzekł bankier z zadowoleniem.
— Otóż potrzeba ci powrócić do twoich dawnych stosunków, znajomości. Wydaj u siebie świetny, wspaniały bal.
— Uczynię to za powrotem do Paryża w październiku.
— Nie! na to nie będziesz czekał ani powrotu do Paryża, ani października. Urządzisz tutaj zabawę, na którą zaprosisz swoich kolegów, klientów, przyjaciół, znajomych. Miej wiele gości. Wystawność przyjęcia niech będzie wspaniałą i podczas tej to uroczystości ogłoś swym bliskim o małżeństwie córki z twoim wspólnikiem.
— Chcesz tego?
— Żądam nieodwołalnie.
— A kiedyż trzeba urządzić tę zabawę?
— Po ukończeniu potrzebnych do niej przygotowań.
— Ha! niech i tak będzie.
— A teraz, skorośmy się już zgodzili na tym punkcie, wróćmy do panny Anieli, siostry Maryi i proboszcza. Pragnę z tym księdzem porozmawiać. Lecz jeszcze jedno zapytanie.
— Cóż takiego?
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/932
Ta strona została przepisana.