Popłynąłem do Anglii, gdzie w Plymouth w dwudziestym drugim roku życia zostałem naczelnym inżynierem w kopalniach węgla kamiennego.
„Pewien bogaty anglik, właściciel kopalni w Indyach, zrobił mi świetną propozycyę. Ofiarował mi połowę dochodu, jaki dobędę, eksploatując jego kopalnie. Wyjechałem z nim i w ciągu lat czterech zebrałem sumę osiem milionów. Zostawszy bogatym, bardzo bogatym, wróciłem do Francyi, ponieważ kocham mój kraj i srodze za nim tęskniłem.
„Widzisz więc księże proboszczu, że Opatrzność mną się opiekowała i że byłbym niegodnym, gdybym obecnie zapomniał o ubogich.“
— W rzeczy samej... jesteś pan pieszczochem losu, panie Desvignes — rzekł kapłan. — Zasłużyłeś jednak w zupełności na to szczęście, ponieważ za nie umiesz być wdzięcznym.
Mówiąc to, ksiądz myślał sobie:
— Rzecz jasna, iż siostra Mary a myli się w swych podejrzeniach. Gdyby ten człowiek był oszustem, mógłby to wszystko ukryć przed nami. Nie opowiadałby szczegółów swego życia w tak jasnych, czystych wyrazach, tak łatwych do sprawdzenia.
Sama nawet zakonnica, słysząc powyższą historyę życia Arnolda, przedstawianą przezeń tak jasno i szczerze na pozór, zapytywała siebie, czyli się nie myli?
Zuchwalstwo tego nędznika osiągnęło skutek pożądany.
Jeden tylko Verrière niezadowolonym był z tego, że Desvignes mówił o Indyach.
— Szaleniec! — myślał sobie — dlaczego i na co wtrąca ten szczegół.
— Czy pan pozostajesz jeszcze w jakich stosunkach z Indyami? — zapytał proboszcz?
— Nie, wcale.
— Korespondujesz pan jednak z pozostałymi tam przyjaciółmi, znajomymi?
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/936
Ta strona została przepisana.