— Z nikim, zupełnie. Mieszkałem w górach, gdzie miałem jedynie stosunki z robotnikami kopalni i wprost ztamtąd przybywam do Francyi. Nie widywałem prawie innych postaci, oprócz moich robotników. Na szczęście, majątek wprędce zebrałem, inaczej bowiem w podobnej sytuacyi wytrwać byłoby trudno. W ciągu kilku miesięcy tak się zmieniłem, iż widujący mnie przed wyjazdem do Indyj, poznać mnie potem nie byli w stanie. A czas było w rzeczy samej opuścić już te kopalnie. Tęsknota za krajem w połączeniu z nadmierną pracą, byłaby mnie zabiła.
Aniela z pomimowolnem zajęciem słuchała opowiadania Arnolda.
Owa historia kraju dyamentów przywodziła jej na myśl jakieś dalekie wspomnienia.
— Przypominam sobie, mój ojcze — wyrzekła — iż opowiadałeś mi kiedyś o bracie mej matki, który wyjechał do Indyj w lat kilkanaście po mojem urodzeniu. Wszak ja się nie mylę?
Na zapytanie to Verrière zadrżał.
Siostra Marya, również pobladłszy, spojrzała na swoją kuzynkę, a potem na Arnolda, który stał obojętny, spokojny.
Bankier usiłował zachować krew zimną.
— Tak... rzeczywiście, nie mylisz się — odrzekł. — Twój wuj wyjechał do Indyj przed trzydziestu pięciu laty, ale od swego wyjazdu nie dał nam o sobie żalnej wiadomości.
— Nie słyszałeś pan w Indyach o moim wuju? — pytała panna Verrière Arnolda.
— Nazwisko jego?
— Edmund Béraud.
Wspólnik Verriéra zdawał się przez kilka sekund sięgać w głąb swojej pamięci.
— Edmund Béraud? — powtórzył. — Nie, w Indyach nigdy o nim nie słyszałem, lecz za powrotem do Francyi dwa razy. Raz pierwszy w ubiegłą sobotę w salonie ojca pani słyszałem to nazwisko wymienione przez inspektora policyi, któ-
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/937
Ta strona została przepisana.