jąc odgadnąć ciemne, a raczej podejrzane objaśnienia, jakie udzielał swej córce.
— Z jakiego względu jednak, mój ojcze, ów agent policyi mówił ci o moim wuju, Edmundzie Béraud, nieobecnym w kraju od lat trzydziestu? — pytała panna Verrière.
— Mówił o nim — rzekł bankier — ponieważ policya twierdzi, że Edmund Béraud powrócił do Paryża i znikł w dniu swego przyjazdu.
— Znikł? — powtórzyła ze zdziwieniem Aniela.
— Tak nas o tem przynajmniej zapewniał inspektor policyi.
— Nie rozumiem tego. Jakim sposobem mój wuj mógł zniknąć w dniu swego przyjazdu?
— Został porwanym przez człowieka przebranego za komisarza policyi.
— Lecz jeśli to miało miejsce — zawołało dziewczę — mój wuj natenczas stał się ofiarą strasznej jakiejś zbrodni.
— Tak przypuszczają... i obawiają się tego.
— Powracał bogatym bez wątpienia, jak nim powrócił pan Desvignes — wołała dalej ze wzruszeniem panna Verrière — i schwytano go dla okradzenia!
— No... no! uspokój się — rzekł bankier. — Skoro domyślasz się, co zaszło, opowiem ci niektóre szczegóły.
„Wzruszony nad wyraz i Zatrwożony, skorom posłyszą! z ust agenta policyi nazwisko mojego szwagra, zacząłem go badać w tym względzie. Zrazu ogólnikami zbywać mnie zaczął. Chcąc się o wszystkiem kategorycznie dowiedzieć, udałem się wczoraj do sądu, lecz i tam otrzymałem niekompletne objaśnienia. Przypuszczają spełnienie zbrodni, ale je tylko przypuszczają. Jakiś podróżny, przybyły z Indyj, zatrzymał się w hotelu przy ulicy Joubert, oświadczając, iż się nazywa