Nic, ale to nic najzupełniej w tej ciemnej sprawie, wynikłej w hotelu Indyjskim, nie pozwalało najmnejszem podejrzeniem obciążyć Verrièra, albo Arnolda Desvignes.
Siostra Marya, rozmyślając nad tem wszystkiem, uczuła się zwyciężoną i żałowała wysłania w bezużyteczną podróż Misticota.
Desvignes opowiadaniem szczegółów swojego życia osiągnął cel, jaki otrzymać pragnął. W jego przeszłości wszystko było czystem, honorowem, bez skazy.
W takich warunkach, jak żądać od Verrièra, aby zaniechał projektowanego związku z podobnie godnym szacunku dżentlemenem, posiadaczem milionowego majątku, własnym wspólnikiem?
Obiad przeciągnął się do późna, dzięki zajmująco urozmaicanej rozmowie Arnolda, dla którego proboszcz z Malnoue uczuwał entuzyastyczne uwielbienie.
O dziesiątej sędziwy kapłan pożegnał obecnych, otrzymawszy obietnicę, że w nadchodzącą niedzielę Desvignes wraz z Verrièrem towarzyszyć będą obu kuzynkom do kościoła.
Wieczór był piękny, niebo pogodne, błyszczące gwiazdami.
Bankier wraz ze swym wspólnikiem odprowadzili proboszcza aż do połowy długiej kasztanowej alei, o jakiej mówiliśmy powyżej.
Mając potrzebę wzajemnego porozumienia się, obaj wspólnicy korzystali z tej sposobności, wracając.
— Winienem ci powinszować, mój przyjacielu — rzekł Arnold do Verrièra — czynisz zadziwiające postępy w mej szkole. Dzisiejszego wieczora okazałeś się zdumiewającym, no... i ja obok ciebie. Obecnie jestem pewien, iż twoja siostrzenica wyrzuca sobie, że mnie nie poznała, że sąd mylny o mnie wydała, a oprócz tego zjednaliśmy sobie sprzymierzeńca w osobie proboszcza z Malnoue. Możemy teraz śmiało i bez obawy iść naprzód, dalej... Z łatwością pokonamy trudności,
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/941
Ta strona została przepisana.