Irlandczyk rzucił sto sous majtkowi, który go przywiózł, rozkazując mu wraz z łodzią odpłynąć, poczem poszedł za Dicksonem do jego kabiny, gdzie po kilku krótkich wspomnieniach przeszłości, następująca między obydwoma zawiązała się rozmowa:
— Lubisz zawsze jak dawniej zarabiać pieniądze? — zapytał Trilby.
— Zawsze... To tylko lubię i to jest celem mego życia.
— Cóżbyś powiedział na propozycyę zarobku trzech tysięcy franków?
— Powiedziałbym, że naprzód ją przyjmuję, a potem zapytałbym, co trzeba czynić, by te tysiące pochwycić do kieszeni?
— Zrobić rzecz najłatwiejszą w świecie! Nie dozwolić komuś dostać się do Anglii.
— Do czarta! Zgładzić jakieś indywiduum, podróżujące dla przyjemności, lub interesów, rzecz niebezpieczna.
— Lecz trzy tysiące franków, to suma.
— Prawda: O sposób jednak tu chodzi. Masz jakiś plan ułożony ku temu?
— Mógłżebyś dziś wieczorem odpłynąć do Plymouth?
— Wszystko mogę uczynić, co mi się podoba; jestem panem siebie.
— Ale czy mógłbyś sam tylko odpłynąć?
— Nie, dziś niepodobna mi tego uczynić.
— Dlaczego?
— Jutro mam odwieźć ładunek kontrabandy cygar, potrzebuję do tego dwóch ludzi.
— W tej naszej sprawie świadków unikać należy.
Dickson zadumał się przez parę minut; a potem rzekł nagle:
— Wszystko to da się ułożyć.
— Znalazłeś środek na pozbycie się wskazanej przezemnie osobistości, tak, by nie posądzono nas o zbrodnię?
— Znalazłem.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/957
Ta strona została przepisana.