— Nie uważam na to, gdzie chodzi o zyskanie na czasie.
— Dobrze... po śniadaniu więc pójdziemy spotkać się z moim kolegą w Morskiej restauracyi, gdzie ustanowił swą główną kwaterę i tam bliżej z nim porozumiemy się o wszystkiem.
— Jedzmy więc prędko śniadanie — wyrzekł Misticot — ponieważ mam jeszcze coś palnego do załatwienia.
— Jakto... do załatwienia? tutaj, w Cherbourgu, dokąd przybywasz pan po raz pierwszy w życiu, gdzie nie znasz nikogo? Wyznam, że to podnieca moją ciekawość!... — zawołał Trilby.
— Łatwo mi ją będzie zaspokoić — odrzekł podrostek. — Przed wyjazdem z Plymouth chcę kazać odbić drugi egzemplarz fotografii, który radbym dziś wysłać do Paryża.
— Reprodukcyę... — powierzył nie bez obawy irlandczyk. — Niepodobna, aby to panu zrobiono w tak krótkim czasie.
— Zapłacę, ile będą żądali.
— Jest to więc rzecz tak bardzo pilna?
— Tak... skoro tylko zjemy śniadanie, pobiegnę w tym celu do fotografa.
— Pragnąłbym panu towarzyszyć, gdyby to nie było niedyskrecyą z mej strony.
— Owszem... pójdź pan zemną. Wprost ztamtąd udamy się do Morskiej restauracyi.
Po ukończonem śniadaniu obaj udali się za poszukiwaniem fotograficznego zakładu, który też wkrótce odnaleźli.
Za szklanną wystawą sklepu leżały próby nader starannie odrobione.
— Wejdźmy tu... — rzekł Misticot.
Trilby, wciąż mocno zaniepokojony, pytał sam siebie, czy fotografia, o której odbicie chodziło, nie była czasem portretem prawdziwego Arnolda Desvignes, portretem znalezionym przez podrostka w sklepie antykwaryusza w Blévé.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/963
Ta strona została przepisana.