Ztamtąd wspólnik Verrièra wrócił na ulicę Tivoli, by zmienić ubranie i napełnić walizę przedmiotami, potrzebnemu mu w Malnoue.
Po dokonaniu tych kursów udał się do swego biura, na ulicę Le Pelletier.
Wszystko tam szło pomyślnie nad wyraz. Ów nędznik zacierał ręce z zadowoleniem, a czując budzący się apetyt, poszedł pieszo do restauracyi na śniadanie.
Siadłszy przy stole, przerzucał dzienniki, między któremi jeden z nich, ogłaszający wiadomość o strasznym wypadku w lesie Amboise, zwrócił jego uwagę.
— Dobrze, jak widzę, powiadamiani bywają, ci dziennikarze prowincyonalni — wyszepnął z uśmiechem. — Skoro Trilby zgładzi owego podrostka z Montmartre, bezpieczeństwo będę miał zapewnione.
W Malnoue tenże sam artykuł wpadł w ręce obu kuzynkom.
Siostra Marya, siedząc w gabinecie Anieli, czytała głośno dzienniki.
Zrazu na wspomniony artykuł nie zwróciła wiele uwagi. Zdawało się obu kobietom, iż to jest udramatyzowany wymysł dziennikarski. Nazwisko Flognego zastanowiło obie.
— Flogny! — zawołała panna Verrière — ależ to tak nazywał się ów agent policy, który przyszedł badać cię, siostro, o Misticota i który zajmował się sprawą zniknięcia Edmunda Béraud.
— Tak... — odpowiedziała zakonnica — to on... on, niezawodnie.
— Zginął więc, pożarty przez dzikie zwierzęta!
Siostra Marya zadumała się smutno, mnąc w rękach dziennik.
— O czem myślisz? zapytała ją po chwili Aniela.
— O tem, co czytałyśmy. Katastrofa więc nastąpiła na drodze z Blévé do Amboise, ów agent policyi jechał do tego miasta, by widzieć się tam ze Stanisławem Dumay... Zkąd
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/976
Ta strona została przepisana.