— A! to co innego.
— Jestem ekspertem do sprawdzania charakterów pisma. Pan powierzyłeś Flognemu dwa weksle ze sfałszowanym, jak mniemasz, podpisem?
— Tak... w rzeczy samej.
— Flogny mi złożył te weksle, żądając ekspertyzy co do podpisu. Dowiedziawszy się o jego śmierci, przychodzę oddać je panu.
— Dziękuję z całego serca za pańską uczciwość, kochany kolego.
— Cóż pan z niemi zrobić zamyślasz?
— Radbym ścigać wicehrabiego de Nervey, sprawcę sfałszowania, ale ku temu potrzebowałbym upoważnienia ze strony mojego klienta, Haltmayera, którego podpis Nervey naśladował. Nieszczęściem, Haltmayer w podróż wyjechał i nie wiem nawet, w jakiej części świata znajduje się on teraz. Jest to dziwak, który nigdy nie mówi, dokąd jedzie i kiedy powraca. De Nervey, znając jego zwyczaje, skorzystał z tej okoliczności, mam bowiem to moralne przekonanie, iż podpis został sfałszowanym. Zapóźno się jednak spostrzegłem i drogo przypłacę mą nieuwagę.
— Przypłaciłeś pan to już własną kieszenią, nie potrzebujesz więc ani upoważnienia Haltmayera, ni jego obecności dla wniesienia skargi do sądu. Musisz pan mieć u siebie jakieś prawdziwe podpisy swojego klienta?
— Mam je.
— Chciej mi więc powierzyć takowe. Wystudyuję je, stwierdzę sfałszowanie i będziesz pan mógł ścigać wicehrabiego, jakiemi ci się podoba środkami, żądając pokrycia tych dziesięciu tysięcy franków, przezeń sfałszowanych.
— N| co mi się to przyda? De Nervey jest bez grosza... Zadłużony od stóp do głowy. Spadek po matce dawno już przejadł... roztrwonił.
— Powstrzymasz przynajmniej tego panicza od spełniania szeregu dalszych oszustw...
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/979
Ta strona została przepisana.