— Wszak powiedziałaś mi kiedyś, iż liczysz na zaślubienie pana de Nervey.
Fryderyk rzucił się z niezadowoleniem.
— Niech to pana nie niepokoi — rzekł zwolna Agostini. — Pomienione małżeństwo zostawiłoby pańskiej kuzynce całą swobodę jej serca, a stałoby się jedynie sprawą, zabezpieczający jej przyszłość, która inaczej ciężkąby dla niej być mogła.
— No... no! — zawołała Melania — nie wyprowadzaj mnie na manowce, mój stary. Ty przyszedłeś tu w jakiejś sprawie, która tak mnie jak ciebie zbliska obchodzi.
— To prawda...
— A zatem mów jasno. Tak ja, jak i Fryderyk, jesteśmy na wszystko przygotowani.
— Mówiliśmy przed dwoma miesiącami o opłakanym stanie zdrowia pani hrabiny de Nervey — zaczął Agostini. — To jej zdrowie dotąd nie polepszyło się wcale.
— Przeciwnie, poparła Melania, ta biedna kobieta ma się coraz gorzej.
— Co nie przeszkadza jej zamykać ściśle przed synem pugilaresu i zmuszać wicehrabiego do szukania tym zgubnych dlań pożyczek, których rezultatem będzie utrata całej po matce sukcesyi.
— Wiem o tem... Lecz w Czemże ja dopomódz tu mogę?
— Jeden tylko pozostaje środek do ocalenia szczątków owego majątku.
— Jaki?
— Zaślubić pani wicehrabiego.
— Uczyniłabym to, być może, i nakłoniła go ku temu. Wszakże jego matka na ten nasz związek nigdy nie zezwoli. Tak... nigdy! ona mi to wręcz powiedziała.