Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/984

Ta strona została skorygowana.

— To źle, źle bardzo... gdyż wreszcie, gdybyś pani go zaślubiła, mogłabyś mieć zapewnioną w kontrakcie nader okrągłą sumkę pieniędzy, którą odebrałabyś po śmierci swojej teściowej i równie swego małżonka, jakie według wszelkiego prawdopodobieństwa wkrótce po sobie nastąpią, a tym sposobem zgarnęłabyś pani te pieniądze z przed nosa wierzycielom.
— Byłoby to pięknem, gdyby wykonać się dało — odpowiedziała Melania — nieszczęściem jednak, zrobić tego nie można.
— Dlaczego?
— Ponieważ tak matka, jak syn, nie zgodziliby się na kontrakt w tym rodzaju.
— Tak, gdyby nie znalazł się sposób zmuszenia ich ku temu... — rzekł Agostini tak znaczącym tonem, iż Melania, posłyszawszy go, zadrżała.
— Zmusić ich? — powtórzyła.
— Ma się rozumieć... Chcesz-że pani na seryo zaślubić Jerzego de Nervey na warunkach, jakie ci przedstawiłem przed chwilą? — pytał włoch dalej.
— Ba! tego tylko pragnę. Cel jest pociągającym, ale nie widzę sposobu dojścia do niego.
— Jakto... nie wiesz więc pani, że wszystko można wymódz na ludziach, skoro posiada się w ręku ich tajemnicę, a owa tajemnica jest kompromitującą?
— To doskonale. — zawołał Fryderyk z wybuchem śmiechu. — Skoro się trzyma w ręku jaki piękny sekret, nic łatwiejszego. Nieco sprytu natenczas, a sprawa potoczy się jak na kółkach.
— Wiadomo... — odparła Melania. — Nieszczęściem jednak, tak pan, jak i ja, nie posiadamy w ręku nic takiego, coby mogło skompromitować hrabinę de Nervey.
— Nie o hrabinę bynajmniej tu chodzi — odrzekł włoch; — lecz raczej o jej syna, którego, gdy zechcę, mogę zesłać do Nowej Kaledonii.
Melania z Fryderykiem zerwali się z krzeseł.