— Co ja teraz pocznę... co będę robił? — powtarzał.
— Mógłbym panu udzielić pewną poradę... — rzekł Agostini.
— Radę, bez pieniędzy?
— Możeby się i one znalazły...
— Mów więc...
— Przypuśćmy, żeś powziął myśl ożenienia się...
— Głupstwo... szaleństwo!
— Mimo to przypuśćmy, żeś tę myśl powziął.
— No... i cóż dalej?
— Przypuśćmy, że zaślubiasz kobietę bez majątku...
— Ależ to absurd... powtarzam!
— Lecz pozwólże mi pan skończyć... Przypuśćmy dalej, że pańska matka, pani hrabina de Nervey, zapewnia w ślubnymi kontrakcie twej przyszłej sumę czterysta tysięcy franków, hypotekując takową legalnie. Upadłyby natenczas wszelkie pretensye twych, wicehrabio, wierzycieli. Byłoby to jakgdyby gruszką dla ugaszenia pragnienia, zapewniając skromny dochód twej towarzyszce życia, która dla ciebie poświęciła dni najpiękniejszej młodości.
— A! pan mówisz o Melanii? — przerwał wicehrabia.
— Tak właśnie...
— Wierzę, iż to zapewniłoby jej przyszłość, ale nie widzę, w czemby mi teraz dopomódz mogło.
— Na ów posag, zapewniony przez pańską matkę w kontrakcie, mógłbym panu bez trudności wyjednać pożyczkę dwustu tysięcy franków za upoważnieniem pańskiej żony.
— Któregobym nie odmówiła napewno! — zawoła Melania.
— Wszystko to bardzo piękne, lecz niepraktyczne... — rzekł Jerzy. — Nie jestem z mej strony przeciwny zaślubinom. Melania jest dobrą dziewczyną; chętniebym się z nią ożenił. Chodzi tu jednak o zezwolenie mej matki, którego ona nigdy za życia nie udzieli.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/987
Ta strona została przepisana.