kochankiem kobiety zamężnej, pod okiem i z przyzwoleniem męża, który sam utrzymuje kochankę pod swym małżeńskim dachem!...
René chciał przerwać uniesienie ojca, lecz nie zatrzymuje się łatwo pociągu, pędzącego po szynach całą siłą pary; — baron uniesiony mówił dalej:
— Tak mój panie, wszystko to jest szczerą i niezbitą prawdą. Wyzwałeś swego przyjaciela wice-hrabiego de Béran, bo ten w klubie uczynił wzmiankę o tym sromotnym stosunku dwóch par bezwstydnych, które noszą nazwiska hrabiego de Nancey i rozpustnicy Lizely, barona de Nangés i hrabiny de Nancey.
Gdy baron wymawiał ostatnie słowa, głuchy jęk rozległ się w powietrzu, po chwili dał się słyszeć odgłos upadającego ciała na podłogę.
— Mój ojcze, cóżeś uczynił? — zawołał René z rozpaczą,
— Trzeba mnie było przestrzedz, że nie jesteśmy sami! — szepnął baron osłupiały ze ździwienia. — Kto jest ta kobieta?
— To ona — hrabina...
— Twoja kochanka?
— Nie jest nią — przysięgam na mój honor, że nią nigdy nie była!...
Baron ruszył ramionami.
— Mimo wszystkiego trzeba ją ratować...
I mówiąc to z powagą zbliżył się do Małgorzaty.
Lecz ona prędko przyszła do siebie, podniosła się, a stanąwszy przed swym przyjacielem, zawołała:
— Ah! René jestem zgubiona! a jednak ty wiesz najlepiej, czy uczyniłam co złego...
Potem krokiem sztywnym, potrącając sprzęty po drodze, wyszła z pokoju.
René szalał z bólu, rwał własną pierś paznogciami, bandaż rozwiązał się i krew ciekła z rany, znacząc kołdrę i bieliznę czerwonymi śladami.
Poważny starzec wielce niezadowolony z obrotu rzeczy, myślał:
Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/124
Ta strona została przepisana.