się do życzenia swego gościa, zapraszając go na następny piątek.
Gdy minęli bramę wjazdową, Dawid Meyer rzekł:
— Cóż, jakże się panu hrabiemu podobało?
— Ja myślę, że osoba, którą widzieliśmy, jest czarująca.
— Wszak nie przesadziłem? — ciągnął dalej Dawid. — Że ładna, to ładna! Włosy, oczy, usta, nóżki, figura, wszystko zachwycające. Znam ja wiele ładnych kobiet w Paryżu, których fachem jest, zawracanie głów ludziom, ale żadna jej nie dorówna.
— Faktem jest — odparł p. de Nancey śmiejąc się, że dla takiej cudnej istoty chętnieby się człowiek zrujnował. Ona warta milionów!
— A tu prócz tej wartości, ona posiada milion! To kapitalne! Pod szczęśliwą gwiazdą rodziłeś się panie hrabio!
— Myślisz pan, że jej się podobałem?
— Za wiele skromności panie hrabio! Zdobyłeś ją pan. Nie ma wątpliwości. Dawniej już zwróciłeś pan jej uwagę, jak to miałem zaszczyt mówić, a co ona sama dziś powtórzyła, przytaczając okoliczności, o których nie wiedziałem. To jedno za dowód posłużyćby mogło, gdyby innych nie było...
— A są inne dowody?
— Oh! mój Boże! A to pozwolenie tak uprzejmie udzielone, by pan hrabia ją odwiedzał, mimo, że wie, w jakim celu powrócisz... A wzruszenie, pomieszanie, spojrzenie znaczące... Ja się znam! Nabyłem wprawy! — Biedne dziecię, dziś radaby być po weselu... ufam, że p. hrabia nie będziesz tak okrutny, by jej kazać długo czekać... Czy bym się mylił?...
— Kto wie, może się i pobierzemy...
— Ależ na pewno, jeśli pan zechcesz. Tu wszystko zależy tylko od pana hrabiego. Ona daje: pieniądzie, wdzięk, inteligencyę, piękne ułożenie, wszystko! Lepiej chyba trudno i marzyć...
Po chwili milczenia Paweł zagadnął:
— Kto to taki ten lord Sudley, którego w karecie z panną Lizely widziałem.
Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/42
Ta strona została przepisana.