— A! przebóg, to szczęśliwe spotkanie! — zawołał student ściskając Wiktora za rękę.
— Na honor, tak, panie Pawle i wiedząc od pana Verdier że nadejdziecie, czekałem na was zniecierpliwością. Papa i mama Baudu i moja mała Stefcia, chcę panu podziękować za trud, jakiś sobie zadał, chodząc ze mną do mego wuja do Bercy.
— To ja jestem i będę ci zawsze obowiązany, kochany Wiktorze, gdyż ten wieczór zdecydował moje szczęście.
I wskazywał na Renatę, która się uśmiechała do Wiktora.
— Pańskie szczęście było pogrzebane pod śniegiem... — odpowiedział ten ostatni — szczęściem wydostaliśmy je... Czyś pani zupełnie już przyszła do zdrowia?
— O! zupełnie... dzięki moim dobrym przyjaciołom...
— Ponieważ tu jesteście, czy pozwolicie przedstawić sobie moją narzeczoną?...
— Zachwycona będę z jej poznania i przepowiadając, że z takim jak pan mężem będzie szczęśliwa.
Baudu, jego zona i Stefania, szeptali przy kantorze.
Wiktor wezwał ich gestem.
Zbliżyli się i przedstawienie się odbyło; Baudu prosił, aby go zaszczycono przyjęciem absyntu przez mężczyzn, a madery przez damy, która to łaska była mu wyświadczona bez oporu.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1003
Ta strona została przepisana.