I zadając to pytanie, Małgorzata drzała na całém ciele.
Jeżeli odpowiedź będzie twierdząca, to nic w świecie nie przeszkodzi jéj, przed wieczorem jeszcze, uścisnąć córkę w swoich objęciach.
— Nie, pani... — odparł urzędnik. — Oprócz służby, w zamku jest tylko jedna kobieta, dama do towarzystwa już nie młoda...
— Czyś pan tego pewny?
— Jaknajpewniejszy... — Nie dawno byłem z polecepia pana mera u naszego deputowanego...
— Zatém... zatém... — wyrzekła wdowa nagle zaniepokój ona — cóż się z tém dzieckiem stało?
— Tego nie wiem, łaskawa pani, ale jeżeli to panią interesuje, pan Vallerand zapewne będzie mógł ją o tém objaśnić.
— Dziękuję panu... — Udam się do niego z tém zapytaniem...
Urzędnik — daleko grzeczniejszy, niż zwykle bywają panowie jego koledzy, — wstał i odprowadził panią Bertin do drzwi biura.
Małgorzata dręczona gorączkowém wzruszeniem, uczuła jakiś zawrót i schodząc ze schodów zaledwie, się mogła utrzymać na nogach.
— Mój Boże, jakże słusznie wierzyłam w Twoją sprawiedliwość i dobroć! — myślała. — Przeszkody znikają mi z drogi... — Zamiast szukać Roberta w Ameryce, znajduję go tutaj!... Zamiast długiéj podróży, prosta przejażdżka! Ale, — dodała wdowa ze drzeniem, — dla czego on sam mieszka? — Czy moja córka
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/101
Ta strona została przepisana.