Przy mniejszem z biur stojącem naprzeciw biura sędziego śledczego, siedział jego sekretarz.
Pan Villeret, w chwili gdy Paskal wchodził, stał cokolwiek pochylony, szukając papierów pośród pliku akt, tworzących prawdziwe piramidy po obudwu stronach biurka.
Kłaniając się zlekka przedsiębiercy, który przystępował z głębokim ukłonem, objął go szybkim rzutem oka.
— Proszę siadać — rzekł potem wskazując na krzesło stojące przy biurku i sam siadając.
Sekretarz położył na leżącej przed sobą bibule arkusz czystego papieru służyć mający do zapisywania zapytań sędziego i odpowiedzi świadka.
Umoczył pióro w atramencie i czekał.
— Imię i nazwisko pańskie?
— Paskal Lantier.
— Wiek?
— Czterdzieści trzy lat.
— Stan?
— Budowniczy-przedsiębierca.
— Zapewne panu wiadomo po co zostałeś wezwany do mego gabinetu?
— Wcale nie, panie sędzio, i przyznaję, że odbierając nakaz stawienia się, napróżno łamałem sobie głowę...