— Kiedyś ją pani opuściła?
— W epoce, w której mój ojciec, zmęczony podróżami i nie chcąc więcej wydalać się z Paryża, wezwał mnie do siebie do pałacu przy bulwarze Malesherbes... Jest temu sześć lat...
— Czy pan de Terrys często panią odwiedzał na pensyi w Troyes?
— Nigdy.
— A jednak on tam panią zawiózł?
— Nie, gospodyni.
— A kto panią ztamtąd przywiózł?
— Filip, kamerdyner mego ojca.
Sędzia śledczy rozważał:
— Hrabiego na pensyi nie znano, więc mógł tam się udawać incognito dla i odwiedzania drugiej córki, a młoda Renata dopiero od lat pięciu widywała tajemniczego protektora, który się kazał nazywać Robertem, to jest imieniem pana de Terrys... Wszystko to zgadza się doskonale, wszystko się z sobą łączy i zaczynam wierzyć że się naczelnik wydziału śledczego nie łudził.
— Honoryna utkwiwszy wzrok w urzędnika czekała na zapytanie.
Pan Villeret rzekł:
— W jakim stanie było zdrowie ojca pani, gdyś do niego przybyła do Paryża? — Długie podróże mocno go zmęczyły, jednakże miał się dobrze...
— Czy on nie zachorował w jakiś czas po przyjeździe pani?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1042
Ta strona została przepisana.