jego bicia i tracąc równowagę, stoczyła się z krzesła na podłogę.
Sekretarz i dozorca poskoczyli ku niej i podnieśli ją.
— Ach! — pomyślał z radością pań Villeret, przekonany, źe nareszcie dotknął czułej struny — tym razem celnie trafiłem... Czuje że jest zgubioną...
— Co trzeba czynić? — zapytał dozorca.
— Zawołaj woźnego i wynieście obwinioną...
Rozkaz ten został po kilku minutach wykonany.
Sekretarz usiadł, kiwając głową z wyrazem znaczącym.
— Protokół nie jest podpisany, panie sędzio — rzekł.
— Jutro pan pójdziesz do Ś-go Łazarza... i przeczytasz go pan obwinionej, która go podpisze...
— Dobrze, panie sędzio.
— A! ta dziewczyna jest nie byle jakiej siły!... — mówił dalej sędzia pokoju.
— Być może że ona za sobą ma siłę prawdy... — rzekł szczerze sekretarz.
Pan Villeret spojrzał na swego podwładnego z glębokiem zdziwieniem.
— Miałżebyś ją za niewinną? — zawołał.
— Nie uważam ją za winną.
— Ależ to nierozsądek! Ponieważ jest obwinioną, to samo to zemdlenie dostatecznie dowodzi o trafności zadanego przezemnie ciosu... Zrozumiesz to, zastanowiwszy się trochę...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1052
Ta strona została przepisana.