Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/106

Ta strona została przepisana.

Linią tą był brzeg lasu rozległego na wiele tysięcy hektarów.
Taras o ośmiu schodach, niezbędny z powodu wyniesienia parteru przytykał do głównego wejścia.
Markiza podtrzymywana przez cztery. piląatry osłaniała ten taras.
Przestąpmy próg, mińmy przedsionek wykładany dębiną i wejdźmy do obszernego salonu| umeblowanego przyzwoicie, lecz bez bytku.
Wybiła druga po poługniu.
Przy kominku, z czerwonego marmuru, na którym się palił ogień z buczyny, leżał na szezlongu człowiek, wyglądający na starca, jakkolwiek w istocie miał dopiéro lat czterdzieści cztery.

XIV.

Ten młody starzec miał włosy i brodę prawie białą.
Jego zwiędła twarz nosiła ślady długich cierpień a zapadłe oczy błyszczały gorączkowym ogniem.
Znajdowało się przy nim dwie osob, kobieta już w pewnym wieku, któréj, twarz wyrażała głęboki smutek, i człowiek poważnéj postaci, zupełnie łysy, z czerwoną wstążeczką w dziurce od surduta.
Kobieta wsparta była obu dwom a rękami na poręczy szezlonga.
Mężczyzna stał oparty o kominek.
Chorym był Robert Vallerand, a osoby przy nim