obarczona gromadą dzieci, która jak mogła tak zarabiała na życie, szyjce krawaty po siedm, ośm i jedenaście sous za tuzin.
Pani Laurier, Renata i Zenejda znajdowały się sam3 w sklepie, gdy Małgorzata jego próg przestąpiła.
Renata zbliżała się już ku nowo przybyłej, chcąc ją zapytać czego by żądała, ale kupcowa poznając, że ta pani jest jedną z jej klientek, opuściła kantor i pisanie i śpiesznie wyszła na jej spotkanie, mówiąc:
— Witam panią... Już tak dawno nie miałam honoru jej widzieć!... pozwól się pani zapytać o zdrowie... proszę siadać...
— Byłam ciężko chora — odparła Małgorzata siadając — i jeszcze jestem cierpiąca.
— W istocie, jesteś pani trochę blada... i co widzę! — w grubej żałobie!...
— Straciłam męża...
— Przyjmij pani wyrazy ubolewania... Ja wiem co to jest... Z początku się bierze zmartwienie do serca, potem się powoli pociesza... Sama to przechodziłam...
Małgorzata pokiwała głową i wydała westchnienie.
Mała Zenejda wierna swoim zwyczajom ciekawości, słuchała z całej siły.
Renata cofnęła się na swoje miejsce za kantorem i wzięła się do roboty, ale ona również nadstawiała ucha i nie przestając porządkować koronek, spoglądała ukradkiem na panią Bertin.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1064
Ta strona została przepisana.