— Kiedyż pani będziesz mi mogła odesłać te koronki?
— Powiedziałam pani, że najdalej za pięć lub sześć dni... Napisałam nalegająco:
— Zaraz po odebraniu, bądź pani łaskawa odesłać mi je przez pannę Renatę... Chciałabym ją znowu zobaczyć...
— I o wszem, pani...
— Jeszcze jedno wyjście i jeden dochód mniej!... — mruknęła Zenejda, której zły humor przybierał znaczne rozmiary. Oto mi lala, której wcale nie jestem przyjaciółką!... O! wcale nie!
Małgorzata zamieniła kilka ostatnich słów z kupcową koronek i wsiadła do powozu.
— Do domu! — rzekła do woźnicy, mieszcząc się. w kącie powozu.
Zamknęła oczy i zaczęła marzyć o Renacie.
— Napróżno sobie powtarzam że to jest niepodobieństwem — szepnęła. — Wątpię, pomimo woli... — Zkądże to wzruszenie, to pomięszanie, na widok tego dziewczęcia? Czyżby to głos krwi odzywał się we mnie? Czy to szalone złudzenie każę mi brać złudne zjawisko za rzeczywistość?
„Robert Vallerand był bogatym i z pewnością naszej córce zostawił cały majątek...
„Powiedział mi w Viry-sur-Seine na kilka godzin przed śmiercią, że nigdy nie ujrzę swego dziecka i że jego przyszłość jest zapewniona. Zatem to nie może Renata, która się zajmuje w magazynie koronek i pracuje na życie.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1072
Ta strona została przepisana.