„Rozum mi to powiada, loika potwierdza, wszystko mi tego dowodzi... A jednak pragnę ją widzieć i wybadać... Pani Laurier mi to przyrzekła... Wtedy ją wypytam... Będę ją badała jak matka bada swoje dziecię, nie przestraszając jej, nie urażając... — Będzie miała do mnie zaufanie... zaufanie bezwzględne i dowiem się o tajemnicy jej urodzenia... a wtedy zobaczę, czy mnie Bóg nie postawił w obec mojej córki...
Małgorzata płakała.
— No, jestem szalona!... — mówiła do siebie otwierając sobie oczy.
I znowu powtarzała.
— To niemożebne... niemożebne... niemożebne...
Biedna kobieta powróciła do pustego pałacu w nieopisanym niepokoju, a ciągle jej się wydawało, że widzi, jak gdyby prrez gazę, słodką twarz Renaty.
∗ ∗
∗ |
Leopold i Paskal Lantier czatowali ciągle na bulwarze Beaumarchais, tylko przeszli na przeciwny i chodnik.
Zapadła noc zupełna, nie obawiali się więc być poznanymi.
W chwili gdy Renata wychodziła ze sklepu z pudełkiem, które odnosiła na ulicę Tournelles, były więzień rzekł do swego wspólnika: