— Wieleż ona ma lat?
— Jeszcze niema piętnastu... a zalotna jak dorosła panna... a język! Ludzie się śmieją z tego, co ona mówi, ale zastanowiwszy się, to sprawia przykrość... Takie dziewczyny mój panie, to zaród kokotek...
Leopold przerwał rozmowę i obstalował sobie obiad.
O wpół do dziewiątej zapłacił rachunek, wyszedł z restauracyi i poszedł chodnikiem zapaliwszy cygaro.
Sklep pani Laurier był zamknięty.
Punkt o godzinie dziewiątej Zenejda wyszła, lecz nie drzwiami od sklepu, tylko przez sień.
Dziewczyna szła w kierunku Bastylii, nucąc aryę z „Dzwonów Kornewilskich“ tak głośno, że się przechodnie obracali:
„Soczyste jabłko prosto z drzewa,
„Pamiętne zawsze dla nas to;
„Wszak mówią, że to matką Ewa
„Najpierwej skosztowała go.“
Leopold puścił się za nią.
Idąc rozmyślał, jakim sposobem ma się wziąść, chcąc rozpocząć rozmowę z popychadłem.
Rzecz nie wydawała mu się łatwa i nie była nią w istocie.
Rozpocząć rozmowę z dzieciakiem w tym wieku... Pod jakim pozorem i co powiedzieć?...