Rozprawimy my się w tych dniach... Ale to rozprawimy. Dziś nie chcę burczyć... A tymczasem moje dzieci, trąćmy się i wracam do komina... Jest tam dosyć roboty...
Czas uciekał.
Dwaj czy trzej krewni zaproszeni na obiad nadeszli kolejno, a potem zjawił się stryj u którego Paweł był na obiedzie w tym dniu, kiedy ocalił Renatę.’
Wiktor Beralle wydawał się zakłopotanym.
— Co ci jest mój przyjacielu? — zapytał go student pocichu.
— E! do licha — odpowiedział podmajstrzy — obawiam się, panie Pawle, czy mama Bandu nie ma słuszności i czy Ryszard nam nie zrobi zawodu... on się nie poprawia, a to mnie martwi i niepokoi... Ryszard ma słaby charakter... jak wypije szklankę wina, t da się pociągnąć pierwszemu lepszemu... Gdyby mi wypłatał figla i upił się dzisiaj, to ni gdybym mu tego nie przebaczył.
— No... no... cierpliwości... Jeszcze jest dosyć wcześnie... twój brat będzie rozsądnym... będzie pamiętał o twoich radach... nadejdzie.
Wejście nowego gościa przerwało rozmowę poufną studenta i podmajstrzego.