Opuśćmy na chwilę restauracyę z ulicy Saint-Mandé, cofnijmy się o kilka godzin w tył i zaprowadźmy czytelnika do szczupłego mieszkanka Jarrelonge’a.
Złodziej Leopolda Lantiera podwajał ostrożności, aby nie wpaść w szpony swego byłego wspólnika.
Dowiedział on się, że jakiś nieznajomy przychodził dowiadywać się o niego w knajpie w której zwykle bywał.
Otóż opis tego nieznajomego zupełnie się zgadzał z opisem zbiega z Troyes.
— Byłem pewny że mnie wszędzie szuka... — pomyślał Jarrelonge — ale będę zręczniejszym od niego... nie znajdzie mnie...
W skutek tej ostrożności, bandyta wychodził bardzo rano dla zaopatrzenia się w zapasy żywności, siedział zamknięty w domu przez cały dzień, a z nadejściem nocy szedł przebrany, odetchnąć świeżem powietrzem na bulwarach zewnętrznych.
Zabijał czas czytaniem „Pamiętników“ hrabiego de Terrys, które go bardzo zajmowały, ale czytanie to dochodziło do końca, gdyż pozostawało już tylko kilka kartek rękopisu.
W skutek tak nudnego życia, godziny wydawały mu się długie i w miarę jak czas upływał, nudy jego się zwiększały.
— Starzeję się tutaj... — mówił czasami do siebie — jeżeli tak dłużej będzie, osiwieję w ciągu sześciu miesięcy... a jednak chociaż śnieg, poszedłbym na wieś zjeść potrawkę... Toby mnie wzmocniło... Ba!
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1106
Ta strona została przepisana.