Służący po raz pierwszy słyszał to nazwisko.
— Nie wiem co pan chcesz powiedzieć... — odparł — nie znam tej osoby o której pan mówisz.
Dobra wiara służącego nie dopuszczała żadnej wątpliwości.
Jarrelonge pojął że niezręcznością byłoby nalegać i rzekł:
— Kiedy mógłbym się widzieć; z panem Paskalem?
— Spodziewam się, że pan będzie mógł przyjąć pana jutro, około południa...
— Zatem powrócę...
Drzwi się zamknęły i uwolniony więzień ujrzał się sam na chodniku.
— Nieprzyjemny zawód — pomyślał — ale jutro prędko nadejdzie... Już za późno na wycieczkę do Nogent, jaką miałem zamiar odbyć. Zabiję czas pijąc gdziebądź absynt, w oczekiwaniu na porę obiadową...
— Eks-wspólnik Leopolda puścił się w dalszą drogę.
Na rogu ulicy Saint-Mandé spostrzegł szyld zakładu ojca Bandu i pomyślał:
— — Knajpa... Mam co mi potrzeba.
Poczem skierował się ku restauracyi, w której znajdowali się krewni i przyjaciele Wiktora i Stefci.
Przestępując próg wielkiej sali nie domyślał się wcale, że zbliżał się do człowieka, który go gonił tak niedawno po ulicy Świętego Antoniego i Renaty, swojej pierwszej ofiary.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1114
Ta strona została przepisana.