Córka Małgorzaty drżącą., zaledwie mogąca utrzymać się na nogach, wyciągała ręce ku czarnemu skórzanemu woreczkowi.
— Patrzajcie... patrzajcie... — wyjąkała przytłumionym głosem.
— Na co?
— Ten woreczek... ten łańcuszek stalowy... ta tarczą... te litery...
Student, zaczął się przyglądać.
— Litery U i S... — rzekł.
— Tak jest... początkowo litery, które były na woreczku pani Urszuli... — mówiły dalej Renata.
— I to jest ten sam woreczek?
— Ten sam... Ja go poznają...
— Zatem — zawołał Paweł — skradziono, go pani Urszuuli, zamordowanej na drodze żelaznej.
Nie potrzebujemy mówić, że świadkowie tej sceny byli bladzi ze strachu i zdziwienia.
— Zamordowanej!... — powtórzyły wszystkie głosy.
Słysząc te wyrazy: „pani Urszula“ i „zamordowana na drodze żelaznej“, Jarrelonge siedzący w kącie i niezwracający na siebie niczyjej uwagi, podskoczył na swojem krześle.
Twarz jego przybrała, cerę zielonawą.
Pytał się sam siebie z niewypowiedziaym prze-