wiedzieć, w którym i gołębniku dziewczyna ma gniazdo...
Studenci i ich towarzyszki szli ulicą Picpus.
Uwolniony więzień naśladując chwiejący krok podmieszczanina cokolwiek podpitego, szedł za niemi, trzymając się w odległości czterdziestu kroków.
Te roztropne ostrożności były zresztą zupełnie niepotrzebne.
Młodzi ludzie wcale nie myśleli się nim zajmować.
Rozmowa toczyła się ciągle o przedmiocie znalezionym przez Ryszarda Beralle.
Jasnowłosa Zirza niosła w ręku woreczek z chustką oddaną Pawłowi przez Ryszarda.
— Jakto? mamy iść pieszo?. — zapytała nagle studentka dźwięcznym głosem. — wcale nie jest ciepło a kurs jest niemały...
— Do djabła! — pomyślał Jarrelonge — a to głupia myśl!... Dorożka, toby mi była nie na rękę... trzebaby biedź... otóż patrol albo czuwający łapacze, zwracają uwagę na człowieka biegnącego i nie krępując się, zapytaliby, dokąd tak spieszę...
— Jeżeli, spotkamy powóz, to go weźmiemy — odpowiedział Paweł.
— Oby go tylko nie spotkali! — szepnął bandyta.
Przyszli na bulwar Reuilly.
Przejeżdżała pusta dorożka.
Paweł zawołał na nią.
— Nie ma szczęścia! — rzekł Jarrelonge do siebie.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1129
Ta strona została przepisana.