Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1132

Ta strona została przepisana.

— Tyś mi oczy otworzył! — zawołał Paweł Lantier. — To musi być prawda!
— Bardzo dobrze — rzekła Zirza — zgoda na pieniądze! Ale listy które się znajdowały w worku, jak utrzymuje Renata?
— Złodziej, ktokolwiek byłby nim, wziął go razem z resztą, zabrał do siebie i nie mogąc z nich wyciągnąć żadnej korzyści i nie domyślając się ich wagi, zniszczył je... — rzekł student medycyny.
— Nic tego nie dowodzi... — odparł syn Paskala jeszcze raz pójdę do naczelnika stacyi kolei wschodniej, prawdziwego gentlemana, i może przez niego odszukamy niewiernego agenta, który stosownie do przepisów kolejowych i praw honoru, powinien był bezzwłocznie odnieść woreczek do biura przedmiotów znalezionych...
— O! drogi Pawle, proszę cię, oszczędzaj tego nieszczęśliwego!... — rzekła składając ręce córka Małgorzaty — jest on winien, ale za to czekałoby go więzienie... Zresztą krok twój wywołałby śledztwo, do którego ja, tak samo jak i ty, byłabym wmięszaną... Byłabym zmuszoną oznajmić sądowi o tajemnicy otaczającej moje urodzenie...
— A gdyby sprawiedliwość pomogła ci do wyszukania matki... — przerwał Paweł.
— Niestety, kto wie! czy sprawiedliwość nie opublikowałaby wstydu, któryby lepiej było trzymać w ukryciu!... Kochany Pawle, w imieniu mojej matki proszę cię, działaj ostrożnie...