— Wymagana przez ciebie, ostrożność, okrywa bezkarnością twoich morderców...
— Bóg ich nam wyda!... Pokładam nadzieję w jego sprawiedliwości... Czuję to, że Urszula zostanie pomszczona... jestem tego pewna!...
Powóz stanął przed domem przy ulicy Beautreillis.
— Do widzenia, Renato — rzekł Paweł wyciągając do dziewczęcia rękę.
— No — zawołała Zirza ze śmiechem — macie pozwolenie raz się pocałować!
Paweł przyłożył usta do zarumienionego czoła swojej narzeczonej.
— Do niedzieli, wszak prawda?
— Nie — odpowiedziała studentka — odwidzimy ją wcześniej, aby ją zawiadomić co Paweł zrobił... Będziemy czekali na nią, jak będzie wychodziła z magazynu...
— Robrze... dobrze... tak... — rzekła żywo Renata — i przychodźcie jak najwcześniej, gdyż będę bardzo niespokojna...
— Obiecujemy ci najsolenniej!
Dziewczęta uściskały się.
Juliusz Verdier uścisnął za rękę Renatę, która wyskoczyła na chodnik i pociągnęła za rączkę od dzwonka:
Drzwi się otworzyły.
— —Na ulicę Szkoły Medycznej... — rzekł Paweł do woźnicy.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1133
Ta strona została przepisana.