— Ależ muszę się zaopatrzeć w dowody legitymacyjne...
— Bez wątpienia... Czyż nie masz ich tutaj?...
— Mam merykę urodzenia, akt ślubny, sepultury mego ojca i matki, mój patent na inżyniera, świadectwo na przedsiębiercę i kwity podatkowe...
— No, masz ich więcej niż potrzeba, lecz zabieraj wszystkie... zbyt wiele dobrego nie wadzi...
— Każę służącemu przygotować walizę...
— Na co? Co najwięcej, to ci przyjdzie dziś w Troyes przenocować... Trzeba nawet będzie, chociażby jutro wypadło powtórnie jechać, powrócić cichaczem aby mnie powiadomić o wszystkiem co zajdzie... Weź w torebkę koszulę, to ci wystarczy...
— Biegnę się ubierać...
— Tylko się śpiesz... Jadąc na stacyę i przy śniadaniu, dam ci swoje instrukcye.
— A Renata?
— Dajże pokój... Zaraz o niej pomówimy.
Paskal spiesznie udał się do swego pokoju, aby się ubrać do podróży.
W dziesięć minut powrócił, wyjął z biurka i włożył do torebki papiery jakie uważał za potrzebne i kilka biletów bankowych.
— Straciłem głowę! — zawołał Leopold. — Wystaw sobie, żem o mało nie zapomniał prosić cię o pieniądze! Dziwne roztargnienie, co?
Przedsiębierca brzydko się skrzywił i zawołał żałosnym tonem:
— Pieniędzy? Czy ci dużo potrzeba?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1139
Ta strona została przepisana.