— Cena mi się podoba... Pójdźmy obejrzeć...
— Uprzedzam pana, że w obecnej porze nie wyda się panu wesołym...
— Spodziewam się, ale mi to wszystko jedno... Abym miał tylko spokój, więcej mi nic nie potrzeba.
— No, to biorę klucze i w drogę.
Były więzień dokończył swego grogu, zapalił cygaro i poszedł za Baudrym.
— To na ulicy Przylądek... — rzekł ten ostatni — pod Nr. 37.
— Szczegóły te dla mnie nic nie znaczą... nie znam tutejszej miejscowości.
Prędzej niż w dwadzieścia minut doszli do wspomnianej ulicy i stanęli przed wspomnionym numerem.
— A mocne! — mówił dalej przewodnik, wskazując na ciężkie drzwi od ogrodu. — Złodziei nie ma się co obawiać... Zresztą nie ma ich tu w naszych stronach... Mury są dosyć wysokie, a dzwonek robi piekielny hałas.
To mówiąc Baudry pochwycił za łańcuszek i poruszył dzwonek, którego odgłos metaliczny o mało nie ogłuszył Leopolda.
— Do kroćset! — zawołał ze śmiechem. — To musi być słychać zdaleka.
Restaurator otworzył drzwi.
— Oglądano go przedwczoraj — rzekł — byłem uprzedzony i kazałem odmieść śnieg z głównej alei.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1159
Ta strona została przepisana.