— Czyż byś pan miał przypuszczać, że życie Renaty znajduje się w niebezpieczeństwie? — zapytała Urszula ze drżeniem...
— Dopóki ja żyć będę, Renata nie ma się czego obawiać.. — odparł Robert — Po mojéj śmierci i dopóki nie będzie panią swego dziedzictwa, czuwaj dobrze nad nią!!...
— Ach! przysięgam że będę czuwała i w razie napaści na biedne dziecko bronić jéj będę ze wszystkich sil swoich!
— Wiem o tém i na to liczę... — Dobra Urszulo, podaj mi co potrzeba do pisania.
Pani Sollier przyniosła pulpit i papier listowy, które położyła na kolanach Roberta.
Potém na stoliku postawiła kałamarz i pióro tak, aby chory mógł dosięgnąć ręką.
— Teraz zostaw mnie na godzinę samego, — rzekł deputowany — i proszę cię, jak tylko Klaudyusz powróci z Romilly przynieś mi lekarstwo....
— Dobrze, panie Robercie.
Urszula wyszła.
Pozostawszy sam, ojciec Renaty zaczął list, który według nas wart jest podania in extenso.
List ten zresztą był lakoniczny i wzmiankował tylko o niezbędnych rzeczach.
„Jak to ułożyliśmy między sobą, przy ostatniém „widzeniu, zechciéj wręczyć osobie, która ci ten list odda, kopertę opieczętowaną pięcioma pieczęciami z moją cyfrą, którą złożyłem w twoje ręce i zwróć