Jeden z nich miał ruszyć w drogę.
Jarrelonge wsiadł do niego i wysiadł na Stacyi drogi Północnej.
W sali passażerskiej dowiedział się, że pociąg do Antwerpii odchodzi za dwadzieścia minut.
Przechadzał się tu i owdzie, przyglądając się twarzom.
W ogólności wydawały mu się zasępione.
Spojrzenia były przyćmione; — wszyscy się nudzieli, jak się zdawało.
Porozmawiano po flamandzka, po wallońsku po francuzku.
— Jaka mięszanina! — pomyślał bandyta. — Ot to. wieża Babel!
Po upływie dwudziestu minut kupił bilet i wsiadł do wagonu.
O drugiej przyjechał do Antwerpii.
Ze stacyi leżącej na bulwarze, czy też ulicy Keyser, widać rysującą się całą panoramę miasta.
Jarrelonge zatrzymał się.
— Teraz idzie o to ażeby nie zasnąć... — rzekł drapiąc się w uchę, — Trzeba jak najprędzej wyszukać Oskąra Lops i w tym celu zasięgnąć informacyj.
Przystępując więc do jakiegoś przechodnią, odezwał się jak najuprzejmiejszym tonem:
— Przepraszam pana... czy byś pan nie był łaskaw mnie objaśnić...
— Nie rozumiem... — przerwał przechodzący najczystszym flamandzkim językiem i poszedł dalej.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1187
Ta strona została przepisana.