— Do djabła — szepnął Jarrelonge ze skrzywienïem. — Godferdam mówiący po jawańsku! Czyja nie spotkam kogo, coby jako tako mówił po francuzku?
Nadchodziła jakaś kobieta.
— Ulica Vieille Chaussé, jeśli łaska?... — rzekł zastępując jej drogę.
Niestety! kobieta zrobiła duże oczy i potrząsnęła głową, mówiąc coś niezrozumiałego.
— Jeszcze flamandka! — pomyślał podróżny z zawodem. Co tu robić? A! wiem... Przecież tutaj, tak samo jak wszędzie, muszą być policyanci, — a ci mnie zrozumieją...
Jarrelonge przerwał sobie, aby dalej mówić.
— Doprawdy, staję się głupowaty... Zaczepiać policyanta, aby się przyjrzał memu cyferblatomwi i kiedykolwiek go sobie przypomniał... To nie byłoby zręcznem... Co tu robić?
Rozprawiając sam z sobą, nędznik szedł.
Stanął przed dosyć, dużą budowlą, mającą pozór teatru.
Na frontonie dawał się czytać napis: Alhambra.
Afisze poprzyklejane przy drzwiach, były drukowane po francusku.
— Wybornie! — pomyślał uwolniony więzień. — Tu rozumią moją mowę; są więc ludzie którzy nią mówią.
Z pod perystylu wyszła nieduża kobietka, ruchliwa i ubrana elegancko, choć w toalecie trochę podniszczonej.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1188
Ta strona została przepisana.