kobietę podejrzanej miny w połatanym czepku, siedzącą przy kominie.
Na kominie tym stał kociołek pełen wrzącego płynu.
Stara nie podnosząc się, zawołała opryskliwym tonem:
— Czego pan chcesz?
— Chciałbym się widzieć z pani synem.
— Na co?
— Mam z nim coś pomówić...
Stara przybrała rozwścieczoną minę i wstrząsając pogrzebaczem trzymanym w ręku.
— Do milion! to wiadomo co mu pan masz powiedzieć! Pan wiesz, że Oskar przywiózł z Paryża kilka groszy uczciwie zarobionych przez pracę, i jak wszyscy próżniacy flamandzcy, przychodzisz po niego, aby ci fundował piwo z Louvain i farb... A! łajdaki!.... wciągają go, obdzierają, wyciągają na wydatki po za domem, gdy tymczasem ja, jego matka, siedzę w domu jedząc kartofle gotowane bez masła i szmalcu!... Ach! żeby się raz to życie skończyło!...
— Stara nie bardzo przystępna!... — pomyślał Jarrelonge. — Idzie o to aby ją ugłaskać...
Poczem głośno dodał:
— Mylisz się, kochana pani... Ja nie mam zamiaru wciągać jej syna w rozpustę, gdyż sam jestem porządnym człowiekiem i tylko uczciwych ludzi szanuję... Przybywam umyślnie z Brukselli, aby zaproponować synowi pani robotę u mego majstra...
— Więc pański majster jest stolarzem?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1191
Ta strona została przepisana.