Inni gracze przyglądali się kolejno francuzowi i mówili coś z cicha do siebie po flamandzku.
Od zjawienia się Jarrelonge’a, Oskar nie potrafił ukryć swojej niespokojności.
Gdy rozdawano karty on mruczał.
— Czego pan chcesz odemnie?
— Czyś pan skończył?
— Nie, ale z tem wszystkiem możesz pan mówić.
— To co ci mam powiedzieć, mój stary, nie mówi się, tylko się gwiżdże... — odparł uwolniony więzień, który śród tych łotrów odzyskiwał swoją powagę wysłużonego. bandyty.
Niespokojność Oskara Loos zwiększała śię.
Irytowało go to, że nierozumiał odpowiedzi nieznajomego.
— Godferdam!... — zawołał wzruszając ramionami. — Idź pan gdzieindziej gwizdać, jeżeli gwizdanie to nie jest przyjemne.
— Słychać je z Paryża.
— Usta Oskara poruszyło nieznaczne drżenie.
Oczy j ego niespokojnie się poruszyły.
— Tak, do kroćset! z Paryża... — powtórzył Jarrelonge. — Z dworca kolei Wschodniej i od wagonu Nr. 1326.
Były robotnik kolejowy zbladł bardzo.
— No i cóż! gramy dalej czy nie? — zapytał jeden z grających po flamandzku.