Ale Jarrelonge stał już w postawie obronnnej, z nożem katalońskim w ręku.
— Mój stary, my się znamy z tém narzędziem; miałem ja dosyć w użyciu i używam go z pewną wprawą... No, głupstwa na bok! Powtarzam, że czas jest drogi. Schowaj swego dydaka za dwadzieścia pięć sous, który wcale nic nie wart! Ja mogę cię zgubić, to prawda, ale cię mogę także ocalić... — Nie targuj się z papą o zwierzenia... Otworzyłeś woreczek?
Oskar, ogłupiały z przestrachu jakim go napawał towarzysz, zamknął nóż i odpowiedział:
— Tak jest.
— Wybornie! Naturalnie zabrałeś pieniądze znajdujące się w worku?
— Zabrałem...
— Wiele ich było?
— Okrągłe dziewięć tysięcy franków.
— Dziewięć tysięcy franków — powtórzył Jarrelonge. — Dziewięć tysięcy franków, które cię mogą zaprowadzić na galery i które głupio wydajesz, pojąc piwem gromadę próżniaków! Ale mnie to nie obchodzi... Każdy się urządza, jak mu się podoba... Przy pieniądzach które zabrałeś były papiery.
— Tak, dwa listy, z których jeden, w tajemnej skrytce, której sprężynę nacisnąłem przypadkiem.
Wzrok Jarrelonge’a zabłysnął.
— A więc, mój chłopcze — rzekł — w zamian za te dwa listy dam ci tysiąc franków.
Oskar zadrżał.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1200
Ta strona została przepisana.