— Nie ma ich... — wyjąkał.
— Więc je zniszczyłeś?
— Nie.
— Zatem je posiadasz, ale chcesz więcej, ze mnie wyciągnąć. No to podwyższam aż do półtora tysiąca franków... Siedmset pięćdziesiąt franków za list... Zdaje mi się że to ładnie...
— Powtarzam panu że ich nie mam...
— To być nie może!
— Niestety! nie, na nieszczęście!... Nie interesowały mnie te listy... Wcale mi nie szło o objaśnienia, jakich nie mogły dostarczyć co do osobistości właściciela znalezionego woreczka... Zamknąłem je w skrytce, gdzie się znajdowały i rzuciłem woreczek w śnieg wraz z chustką, w którą były zawinięte bilety bankowe.
Jarrelonge z kolei zbladł.
— Czy to w istocie prawda, co ty mówisz? — zatał drżącym głosem.
— Tak jest, Godferdam! najprawdziwsza prawda.
— Kroćset!.... A więc skoro zostawiłeś listy w zamkniętej skrytce, to one są w jego rękach, a on się tego nie domyśla!
— W czyich rękach? — zapytał belgijczyk z niepokojem.
— W rękach tego co znalazł woreczek, tego, którego wyprzedziłem zaledwie na godzinę, tego co robi poszukiwania i jedzie do Antwerpii, aby cię oskarżyć i kazać aresztować jako złodzieja...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1201
Ta strona została przepisana.