— I on poszedł tam... do matki?
— Starajmy się tam dojść przed nim... W drodze wytłómaczę ci co potrzeba zrobić...
— Pójdź pan... — rzekł Oskar.
I wyszedł z gabinetu w towarzystwie Jarrelonge’a.
Przechodząc przez salę główną, zamienił kilka wyrazów po flamandzka z towarzyszami bardzo grą zajętymi.
Znalazłszy się na ulicy, uwolniony więzień wziął go pod rękę, i idąc mówił z. nim po cichu.
Oskar nic nie odpowiadając, potwierdzał kiwaniem głowy.
Doszli na ulicę Starej Drogi.
— Gdzie będziesz na mnie czekał? — zapytał belgijczyk.
— Wskaż mi miejsce — odpowiedział francuz.
— A więc, tam... — rzekł Oskar wskazując na piwiarnię. — Ja tam przyjdę.
Jarrelonge wszedł i kazał sobie podać kieliszek wódki.
Oskar wszedł do matki.
Stara kobieta wcale się go nie spodziewała. Tak samo jak w chwili odwiedzin Jarrelonge’a, siedziała przy piecu, na którym kociołek ciągle kipiał.