— Dosyć wysoki... z twarzą trochę czerwoną... w okrągłym kapeluszu... Odesłałam go pod „Schadzkę Marynarzy“.
Oskar domyślił się, że chodziło o człowieka którego już widział, ale tamten zapowiadał nowe odwiedziny, a te szczególniej go zajmowały.
— Czy nie przychodził kto inny? — rzekł znowu.
— Kto inny?... — powtórzyła stara, której zbyt ciężka głowa kiwała się to na jedną to na drugą stronę.
— Tak... Czy matka nie rozumiesz o co pytam?
Pani Loos wybełkotała kilka wyrazów bez związku.
W tej chwili ktoś zapukał do drzwi.
Oskar uczuł, że jego serce bić przestaje.
Stara spuściła głowę na piersi i siedziała nieruchomie.
Spała głębokim snem opilstwa.
Zapukano powtórnie.
Były i robotnik taboru obtarł wierzchem ręki czoło zroszone potem, postąpił ku drzwiom i otworzył.
Na progu stał Paweł Lantier.
— Pan Oskar Loos? — zapytał.
— To ten... — pomyślał belgijczyk zdjęty nagle drżeniem — to ten przychodził oglądać wagon z zawiadowcą... Poznaję go... To ten znalazł kawałek łańcuszka uczepionego u stopnia.
Syn Paskala powtórzył:
— Pan Oskar Loos?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1205
Ta strona została przepisana.