— Przyznam się, że teraz prawie nie myślę o szukaniu go, ale tém gorzej dla niego, jeżeli wypadek da mi się z nim spotkać... Przygotowałem ja dla niego cios, którego z pewnością nie odeprze!
— Pójdziemy gdzie razem na śniadanie?...
— Nie... Byłaby to niezręczność... Widząc nas razem, mógłby mnie kto poznać...
— To niemożebne, bo ty nie żyjesz.
— Czy pogłoska o mojej śmierci jest już utrwalona?
— Tak dalece, że się już stała pewnością... — Pierwszy topielec którego wyciągną, będzie wzięty za twego trupa...
— Wybornie! ale z tem wszystkiem bądźmy oględni.... Zbytek ostrożności nigdy nie szkodzi... — Nawet ci dam wyborną radę...
— Mów.
— A więc, według mnie, lepiej będzie, abyś jutro tam wracał.
Paskal uczynił gest zadziwienia.
Leopold mówił dalej:
— Tym sposobem, w razie nieszczęścia, nikt nie będzie mógł przypuszczać, że my działamy w jednej «prawie, we wspólnym interesie... Przygotowuję ci alibi... alibi, które może być tak mnie, jak i tobie użytecznem... Rozumiesz?...
— Doskonale.
— Wracaj więc na ulicę Picpus... Wydaj rozporządzenia, ludziom kierującym robotnikami i zapowiedz, że wyjeżdżasz na tydzień...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1215
Ta strona została przepisana.