Ujrzawszy rewolwer, który Paweł trzymał w zaciśniętej ręce, sierżant dodał:
— To on strzelał... Gdyby choć był wpakował parę kul w brzuchy mordercom... No zresztą przekonamy się gdy przyniosą światło...
W tej chwili na rogu ulicy ukazały się drżąca światełka.
Agenci zaopatrzeni w pochodnie, wracali z noszami.
Za nim postępował dziesiątek osób ciekawych.
Wkrótce stanęli przy Pawle i oświecili jego twarz zakrwawioną i straszliwie bladą.
— To jakiś cudzoziemiec.
— Chcieli mu skraść woreczek...
— Ale z tem wszystkiem on nie popuścił go z ręki...
Te i tym podobne zdania krzyżowały się nad ciałem.
— No, milczenie!... — zakomenderował sierżant. Połóżcie tego biedaka nanoszę i prędko na od wach w Ratuszu.
Wydany rozkaz został natychmiast wykonany i nosze się oddaliły.
Sierżant pozostał z dwoma agentami na miejscu zbrodni.
Przy blasku pochodni przeglądał ulicę i jej spadziste boki.
Znaleziono kij rzucony przez Jarrelonge’a.
— To tem go ogłuszono — rzekł sierżant.
Poszukiwania prowadzono dalej.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1223
Ta strona została przepisana.