— Baba śpi twardo! — rzekł oficer policyjny. — Obudzić ją!
Jeden z agentów wstrząsnął starą za rękę.
Nie ruszyła się.
Przybliżył się lekarz.
— Nieszczęśliwa nie żyje! — zawołał przyjrząwszy się jej przez chwilę.
— Nie żyje! — zawołali obecni w osłupieniu.
— Tak, zupełnie tak samo jak jej syn, w skutek pijańtwa!... Tylko tu spowodowało apoplekcyę gorąco, a nie zimno...
— Poświadczymy urzędownie ten drugi zgon... pomruknął oficer policyjny.
Przy trupach pozostawiono stróża i wszyscy odeszli.
∗
∗ ∗ |
Paweł Lantier obudził się późno nazajutrz.
Noc przepędził wybornie.
Sen, ten ożywczy i niezawodny środek, powrócił mu w części siły utracone w skutek utraty krwi, i straszliwe wzruszenia walki którą przebył.
Ogromnie się ździwił, ujrzawszy się po przebudzeniu, leżącym w łóżku hotelowem.
Z początku trudno mu było zdać sobie dokładnie sprawę co do swego położenia, ale energicznie znaglił swoją pamięć i przypomniał sobie.