— Bezwątpienia.
Urszula otworzyła drzwi, za któremi stała Małgorzata i rzekła:
— Proszę pani...
Wdowa postąpiła parę kroków, lecz stanęła na progu zdjęta konwulsyjném drzeniem.
W chwili gdy się miała spotkać z dawnym kochankiem, którego przez słabość zdradziła, uczucie niewypowiedzianego wstydu i strasznego niepokoju owładnęło jéj duszę.
Jak ją też przyjmie Robert, u którego miłość została zastąpiona przez tyloletnią nienawiść?...
Zdziwiona widoczném wahaniem przybyłéj, Urszula powtórzyła:
— Proszę pani...
Małgorzata uczyniła ostatni wysiłek i przestąpiła przez próg.
Światło lampy stojącéj na murowanym kominku padało wprost na twarz Roberta Vallerand.
Widząc te blade oblicze, te zapadłe policzki, zagasłe spojrzenie, te włosy prawie białe, Małgorzata uczuła bolesne ściśnienie serca.
W tym człowieku, umierającym W czterdziestym czwartym roku, wyglądającym na starca, nie znajdowała ona nic z niegdyś uwielbianego młodzieńca.
Osłupienie trzymało ją w miejscu, nieruchomą i niemą, w obec kochanka, który się stał wrogiem, a z którym miała rozpocząć ostateczną walkę.
Robert Valerand wahanie przybyłéj wziął za bojaźliwość.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/124
Ta strona została przepisana.