W kuchni zrewidował szuflady kredensu białego niemalowanego, i znalazł w nich wiele nożów.
Jeden z nich, zwany pospolicie nożem rzeźnickim, wydawał się mało używanym.
— Koniec jego był ostry; ostrze grube i silne, świeżo wyszlifowane, cięło jak szabla turecka.
Obejrzawszy nóż ze szczególną uwagą, Leopold włożył go napowrót w szufladę i prowadził dalej swoje badania.
Przyległy kuchni skład był pełen drzewa suchego do kominków.
— Opał! — szepnął z dziwnym uśmiechem. — Wystarczy na opalenie wszystkich pokojów w dniu baliku, jaki zamierzam wyprawić.
Leopold ukończył przegląd, zamknął okiennice i drzwi, a potem czyniąc wielki krąg przez most Creteil, powrócił na drogę żelazną w Saint-Maur-les-Fossés.
O trzy kwandranse na dziewiątą, były więzień przechadzał się tak samo jak w dniu onegdajszym, po chodniku przed sklepem pani Laurier, czekając na Zenejdę.
Punkt o godzinie dziewiątej, popychadło wyszło i udało się ku placowi Bastylii idąc na przedmieście Świętego Antoniego, gdzie mieszkała jej matka.