— A co! byłam pewna! — odrzekła mała z akcentem tryumfu. — Ja mam bystre oko... A teraz, chcesz pan wiedzieć moje zdanie?
— Rozumie się.
— A więc, szkoda pańskiego czasu.
— Dla czego?
— Dla tego że panu z tego nic nie przyjdzie... Panna Renata to skromnisia... oną się ceni... udaje niewiniątko... a pan jesteś żonaty.
— Cóż to szkodzi że jestem żonaty, skoro ją kocham?...
— Trochę... bardzo... z całej siły... wcale nie? — rzekła dziewczyna ze śmiechem.
— Z całej siły!...
— Czy ona wie o tem?
— Niepodobna aby się domyślała...
— Chcesz pan abym jej oddała list miłosny...
— Nie... Ja nie chcę do niej pisać... Ja jej chcę osobiście oświadczyć, że ją ubóstwiam...
— Wybornie! ale ja wcale nie widzę w czem mogłabym panu być użyteczną...
— W wielu rzeczach.
— W jakich.
— Jutro rano, przyszedłszy; do pani Laurier, udaj że jesteś chorą... skarż się na ból głowy...
— Ależ mój panie, pan wiesz, że odgrywanie takiej komedyi nie będzie zabawne...
— Wiem doskonale, lecz wiem także, że ją potrafisz odegrać tak, że ci wszyscy uwierzą, a ponieważ każda praca winna być nagrodzoną dam ci dwa lujdory.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1252
Ta strona została przepisana.